7.06.2012

Rozdział pierwszy.


     Tak, to już jutro. Niestety jestem zmuszona wyprowadzić się z ukochanego przeze mnie Nowego Jorku , do odległego o kilkadziesiąt tysięcy kilometrów Glendale , w stanie Arizona. Powód? Jonathan, mój ojciec, dostał tam lepiej płatną i ciekawszą posadę. Wiem jednak, że nie podali mi prawdziwego powodu przeprowadzki w aż tak odległe miejsce. Moja matka, Anabelle , udaje zadowoloną , żeby tylko przypadkiem nie zranić uczuć ojca. Sądzę , że z powodu tej sytuacji jest bardzo nieszczęśliwa. Anabelle Lastrange przez prawie dwadzieścia lat mieszkająca na Manhattanie była porównywana przez osoby trzecie do celebrytów. Pojawiała się bowiem na galach czy spotkaniach prasowych. Jej bujne życie towarzyskie , było spowodowane zawodem, jaki wykonywała. Pracowała jako dziennikarka New York Times , co do czegoś w końcu zobowiązywało. Ojciec jest dyrektorem firmy transportowej, która zarabia krocie. Więc po co przeprowadzka do Glendale? Jonathan uważał, że w Nowym Jorku posadę prezesa może powierzyć swojej prawej ręce, Andrew, a sam powinien dalej rozwijać firmę. W takim razie dlaczego nie wybrał choćby Florydy ? Miami jest bliżej od jakiegoś tam Glendale. Coś w tej sytuacji było tajemnicze i zatajone, lecz rodzice nie chcieli powiedzieć mi nic więcej, tłumacząc, że to jedyny i prawdziwy powód przeprowadzki. Kolejnymi osobami, które cieszy ten wyjazd, oprócz ojca, są Rose i Jeremy, moje młodsze rodzeństwo. Ich zadowala fakt zamieszkania w wielkiej posiadłości z ogrodem , gdzie mogliby bawić się do woli. Jakby nasz apartament na Upper East Side nie był luksusowy i nowoczesny. To jest dowód na to, że dziewięcioletnie dziecko jest łatwym celem przekupstwa ze strony dorosłych. Nawet jeżeli są to zaufane osoby, takie jak rodzice.


      Z kolegami i koleżankami w szkole pożegnanie poszło gładko , bez żadnych zakłóceń , czy niespodziewanych wybuchów płaczu . Już przedwczoraj rozmawiałam ze wszystkimi na temat mojego wyjazdu . Rówieśnicy zarzekali się, że nasz kontakt nie urwie się przez mój wyjazd. Jednak jestem zbyt inteligentna, aby brać ich puste słowa na poważnie. Już za tydzień nikt nie będzie pamiętał osoby imieniem Jude Lastrange , która wyjechała z Nowego Jorku do Glendale.
Jednak zawsze znajdzie się jakaś bratnia dusza, która dotrzymuje danych mi obietnic. Ja mam dwie takie duszyczki. Jedna z nich to Alyson. Jej rodzice to ważni biznesmani i mieli pretensje do Aly , o to że spotyka się ze mną i Grace, zamiast zadawać się z przyszłymi gubernatorami stanu lub dzieciakami z innych bogatych domów . Jednak jest ona zbyt zwariowana, aby rozmawiać z kimś o polityce czy żandarmerii wojskowej. Jej ulubionym tematem do rozmów są chłopcy, kosmetyki i oczywiście ubrania. Tym różnie się od Grace. Grace to zrównoważona i spokojna osoba. Jest pesymistką, co stawia każdą nową sytuację w świetle natychmiastowej porażki. Lecz optymizm mój i Alyson szybko równa z ziemią pesymizm Grace. W takim komplecie przyjaźnimy się od dziecka. To właśnie z nimi najtrudniej będzie mi się pożegnać. Tyle lat spędzonych razem nie jest tak łatwo zapomnieć i pogodzić się z myślą , że to już koniec .


     Z przyjaciółkami byłam umówiona w Central Parku na naszym stałym miejscu spotkań. Wyszłam kilkanaście minut wcześniej licząc na spacer i czas aby przemyśleć pewne sprawy które muszę zakończyć i zastanowić się nad przebiegiem naszej ostatniej rozmowy przed moim wyjazdem . Jednak nie było mi to dane, gdyż dziewczyny już czekały na mnie przy fontannie. Widząc je, na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki i szczery uśmiech, a nogi przyspieszyły kroku.
- Jude! – pierwsza zobaczyła mnie Grace, wstała z ławki i podbiegła do mnie, trzymając mnie w żelaznym uścisku.
- Udusisz mnie! – powiedziałam ze śmiechem, lecz zupełnie poważnie, gdyż blondynka miała uścisk niedźwiedzia. – Zachowujesz się, jakbyśmy miały się nigdy więcej nie zobaczyć! – kolejna fala śmiechu wyleciała z moich ust.
To był mój tik. Nerwowy, oczywiście. Nie umiałam okazywać uczuć publicznie, w Central Parku, na przykład. Moja osoba była już nader speszona rozpaczą przyjaciółek, aby jeszcze słuchać ich lamentu, więc z mojego gardła wyrywał się nerwowy chichot, a z ust wypływały idiotyczne słowa, kompletnie nie pasujące do zaistniałej sytuacji.
- Ty i te twoje teksty! – szturchnęła mnie w ramię Aly. – Wiesz, jak bardzo będziemy za Tobą tęsknić?!
One będą tęsknić za mną? Ile bym dała, aby zostać w Nowym Jorku. Ile bym dała, aby ta cała farsa z przeprowadzką się skończyła, aby cała ta sytuacja okazała się snem, lub głupim żartem. Lecz tak się nie stanie. Mam już siedemnaście lat, więc potrafię przyjąć do wiadomości fakt, że nie zawsze będzie szło po mojej myśli.
- Koniec tego tematu. Wyjeżdżam dopiero jutro, więc mamy cały dzisiejszy dzień na zabawę w stylu Nowego Jorku! – zawołałam radośnie, kończąc jednocześnie etap smutku i żalu, a zaczynając wspaniały dzień, wypełniony śmiechem i dobrą zabawą.


     Jako prezent pożegnalny dziewczyny podarowały mi ramkę z naszym wspólnym zdjęciem , zrobionym około miesiąc temu, podczas wakacyjnego wyjazdu do Hiszpanii oraz bransoletkę. Do srebrnej biżuterii była dołączona mała folia. Po jej otwarciu odkryłam, że to zawieszki do bransolety. Od Grace dostałam literkę „G” i miniaturkę konia, a od Aly literkę „A” i aparacik. Byłam bardzo wdzięczna za prezenty , które od nich dostałam, więc uściskałam je mocno, gdy żegnałyśmy się już definitywnie.
- Nie zapomnij o nas, Jude.. – wyszeptała Alyson ze łzami w oczach.
- Słucham?! To Wy macie tu o mnie nie zapomnieć! To NY! Tutaj ciągle coś się dzieje, życie ma swoje charakterystycznie szybkie tempo. Nie to co w jakimś Glendale. – warknęłam zdenerwowana.
One zaśmiały się tylko słuchając moich narzekań o mieścinie, w której już niedługo zacznę swoje dalsze życie.
- Nie zapominaj naszych słów. Tam wcale nie musi być gorzej, niż tutaj. Zapamiętaj to! – przypomniała mi na pożegnanie Grace.
Z początku nie wierzyłam w jej słowa. Byłam bardzo ograniczona i nie wyobrażałam sobie siebie w innym miejscu niż Manhattan. Patrzyłam na Glendale jak na coś, co ma na sobie wielkiego grzyba, który zatruwa środowisko. Doszłam do wniosku, że mój brak wyobraźni jest spowodowany tym, że żyłam jak w szklanej kuli. Moja kula to Upper East Side. Nie wychylałam poza nią nawet czubka nosa. Najnormalniej w świecie się bałam. Bałam się wyjść z bańki, muru, którym się otoczyłam. Jednak mur zburzono, bańka pękła i mała dziewczynka musi dorosnąć. Przyjąć na twarz przeciwności, które przynosi jej los.
Wieczorem zaś doszłam do wniosku, że miała rację. Moja przyjaciółka kolejny raz uświadomiła mnie, że jest genialna. Nie wszyscy ludzie świata żyją w Nowym Jorku. Dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi mieszka w Glendale, w stanie Arizona i zapewne są z tego powodu szczęśliwe i dumne. Więc dlaczego ja, przeprowadzająca się w to niesamowite miejsce nie umiem dostrzec jego naturalnego piękna, nie skażonego wieżowcami, biurowcami i drogimi hotelami? Może zacznę tam nowe życie , zupełnie inne od tego , które wiodłam dotychczas , może spodoba mi się ta zmiana ?

3 komentarze:

  1. Ze zmiana adresu nie ma problemu, prosiłabym jednak najpierw o umieszczenie linku/buttonu na blogu.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu blogspot ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. [S] Opowiadanie na podstawie serialu Pamiętniki wampirów. Przekonaj się jak nienawiść może przerodzić się w miłość, jak strach przed utratą bliskiej osoby może odmienić życie.
    Abigaile Doss i historia jej miłości do Damona Salvatore. Serdecznie zapraszam :)

    http://hidden-feelings-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń