9.16.2012

Rozdział czwarty.


     Szłam korytarzem szkolnym zestresowana i rozglądałam się po wszystkich kątach, jakby szukając znajomej twarzy. Podświadomie rozglądałam się za Alyson i Grace. Kilka metrów ode mnie typowe plastiki dręczyły jakąś niską brunetkę w okularach. Chciałam przemknąć obok nich niezauważona, lecz ktoś podstawił mi nogę i upadłam. W tym samym momencie, gdy dotknęłam ziemi, moich uszu dobiegły głośne śmiechy. Ludzie śmiali się ze mnie.
- W Nowym Jorku nie nauczyli Cię chodzić?- wycedziła blondynka, a reszta uczniów znajdujących się na korytarzu parsknęła śmiechem.
Ignorując ich zachowanie, pozbierałam książki z podłogi i pobiegłam pędem do wyjścia. Biegłam, a łzawiące oczy nie ułatwiały mi ucieczki od szkolnej hierarchii popularności, która dopadła nawet publiczne liceum w Glendale, więc nic dziwnego, że w kogoś uderzyłam.


         Przetarłam oczy, nie dowierzając, że w mojej głowie uroił się tak realistyczny sen. Poznając Nicka, oceniłam wszystkich mieszkańców miasta, pomimo próby gwałtu, która powinna zaćmić przyjacielskie nastawienie Jonasa. Chłopak obiecał, że przyjdzie po mnie, abym nie musiała sama wprawić się w wir szkolny. Wiedział, że nie znam tutaj nikogo i zarzekał się, że nie opuści mnie nawet na chwilę na korytarzu, że przedstawi swoim kumplom oraz, że nie da podpaść owym dziewczynom ze snu. Opowiedział mi o Alexie i Gregu tyle, że czuję się jakbym ich znała wieczność. Alex jest inteligentny, ale robi z siebie pajaca, popisując się, na czym tylko traci. Jest porywczy i impulsywny, działa pod upływem chwili, nie myśląc o konsekwencjach, które zwykle nadchodzą i nie są kolorowe. Mistrz w podrywaniu i uwodzeniu kobiet. Greg Garbowsky – faktem jest iż śmieszy mnie połączenie jego imienia z nazwiskiem jest zabawny, gdyż Greg to podobno człowiek-komik. Żartuje ze wszystkiego, od ocen, przez związki po jakieś przypadkowy temat, którym może być codzienny obiad na stołówce. Jest bardzo wygadany i pyskaty. Nie ma dziewczyny, poświęca się zaś grze na basie. Nick obiecał zabrać mnie kiedyś do ich tajnej miejscówki, w której spotykają się z chłopakami i próbują tworzyć coś sensownego. Marzeniem Loczka jest bycie profesjonalnym gitarzystą, który pogrywa również na perkusji. Wszechstronny to on jest, o czym zdążyłam się dowiedzieć przez kilka godzin, które spędziliśmy razem.


         Słysząc dźwięk dzwonka, zbiegłam ze schodów, zgarniając po drodze torbę z książkami. Otworzyłam drzwi, a Nick wszedł do środka.
- Gotowa? – zapytał radosnym tonem.
- Powiedzmy.. A co ty taki radosny? – mówiłam, jednocześnie nakładając trampki.
- Nie miałem kontaktu z chłopakami przez całe wakacje, bo ciągle gdzieś wyjeżdżaliśmy. Po prostu lubię szkołę. Ale nie za naukę. – zaśmiał się pod nosem.
Wstałam, na ramię zarzuciłam torbę i wyszliśmy na podwórko. Kilka minut szliśmy w milczeniu, ja zdenerwowana, on szczęśliwy.
- Dziękuję, że mi pomagasz..
- Nie ma za co. Powiedzmy, że kiedyś mi się odwdzięczysz.
Uśmiechnęłam się do niego po raz pierwszy od przyjazdu tak.. ciepło. Nie był to kolejny grymas, aby mama dała mi spokój na temat wyjazdu. Tęsknię za Nowym Jorkiem i będę tęsknić już zawsze. Glendale to dla mnie nadal zwykła mieścina bez większych perspektyw na życie, a NY stolicą świata.
Zostawiłam tam Aly i Grace wyruszając w pewną życiowa podróż. Zaczynam tutaj nowe życie, z nowymi znajomymi, ludźmi, których nigdy nie widziałam. A jednak nie zaszyłam się w pokoju z płaczem, że nie dam rady, choć ostatnie dni były trudne. Przeprowadzka, próba gwałtu, strach, który pozostał.
Moje rozmyślania przerwał krzyk jakiegoś chłopaka. Podniosłam wzrok, który przez całą drogę skupiałam na wypranych wczoraj trampkach i zobaczyłam dwóch chłopaków uśmiechających się radośnie w kierunku Nicholasa. Poznałam ich z opisu Nicka, był to Alex i Greg, jego najlepsi kumple.
- Kopę lat, stary! – krzyknął wyższy z nich.
Podeszli do nas i przytulili się po męsku, wypowiadając w swoje strony mnóstwo komplementów. Ja zaś stałam, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
- Jonas, nawet mnie nie przedstawisz?- powiedział Alex kokietująco się przy tym uśmiechając.
- Jestem Jude.
Zdziwiona odważnym wtrąceniem się w rozmowę chłopaków, posłałam im najładniejszy grymas na jaki było mnie stać, zwany potocznie uśmiechem. Rozmawiając i śmiejąc się głośno doszliśmy pod gigantyczny budynek z czerwonej cegły. Na dziedzińcu, pośrodku którego stała kamienna fontanna było mnóstwo uczniów. Starszych, młodszych, co to za różnica. Oni byli stąd, nie tak jak ja. Czułam się jak przybysz z innej planety. Nie wiedziałam co powiedzieć, dokąd pójść, dlatego szłam za Nickiem, kurczowo trzymając jego ramienia.
- Złamiesz mi zaraz kości. – wysyczał z bólu po kilkuminutowej przeprawie przez korytarz. – Chodzimy razem do klasy. Pierwsza lekcja jaką mamy to biologia. Siadamy razem, więc nie masz się o co martwić.
- Stary, na bioli miałeś usiąść ze mną! Wiesz, że nie rozumiem nic co mówi Spencer. – krzyknął Greg z oburzeniem.
- Nick, spoko. Na tej lekcji usiądę z kimś innym, może poznam jakieś koleżanki. Przecież mnie nie zjedzą. – zażartowałam, wybuchając swoim nerwowym śmiechem, jak zwykle w kryzysowej sytuacji.
- Na biologii Jude usiądzie ze mną. – powiedział Alex i uśmiechnął się do mnie. Nauczyciel akurat wszedł do klasy, więc poczłapaliśmy się za nim. – mam nadzieję, że jesteś dobra w te klocki. – zaśmiał się, siadając w ostatniej ławce pod oknem.
- Zadowolę Cię, bo biologia to moje drugie imię. – posłałam mu najładniejszy z uśmiechów.
Patrick Spencer – nasz wychowawca i nauczyciel biologii, wygłosił na początek kilka uwag i spostrzeżeń jakie ma, lecz to tylko wyuczona regułka. Przedstawił nam swoje oczekiwania co do ocen, zachowania i udzielania się w życie szkoły, z którym ponoć zawsze jest problem. Alex okazał się być kolegą z ławki na medal. Zagadywał, rozśmieszał, a wszystko po to, abym nie przejmowała się faktem, że jako jedyna doszłam do ich klasy. Jednak kiedyś musiał nastać moment, którego tak bardzo się obawiałam.
- W tym roku do waszej klasy, doszła nowa uczennica, Jude Lastrange. Mogłabyś powiedzieć nam coś o sobie?
Wstałam z wysoko podniesioną głową i pewną miną, jednak nie udało mi się opanować trzęsących się nóg i spoconych dłoni.
- Na imię mam Jude, mam siedemnaście lat, jak wy. Urodziłam się i mieszkałam w Nowym Jorku, więc czuję się tutaj trochę zagubiona, lecz w głębi mam nadzieję, że Glendale będzie dla mnie drugim NY.
Nauczyciel spojrzał na mnie ze zdziwieniem, zapewne myśląc, że wymyśliłam to na poczekaniu. Nie ma nic bardziej błędnego. Od dwóch dni wspólnie z Nickiem obmyślaliśmy te kilka słów, które mogłabym powiedzieć na początek, aby zrobić doskonałe pierwsze wrażenie, nie tylko przed nauczycielami, ale zwłaszcza przed rówieśnikami.


         Pozostałe lekcje minęły podobnie, jak pierwsza. Ze szkoły wychodziłam sama, gdyż Alex miał wizytę u dentysty, a Nick z Gregiem lekcje gry na instrumentach. Przy fontannie, jak zwykle podobno, siedziała tzw., elita. Od Grega dowiedziałam się o całej tej szkolnej hierarchii, czyli kto gdzie ma prawo być. Monica Harris ze swoją świtą, złożoną z Clair, Inessy i Brook, podobno miały do powiedzenia najwięcej.
- Ej ty! – usłyszałam wołanie i zaczęłam się rozglądać, jednak nikogo oprócz mnie i wspomnianych dziewczyn na horyzoncie nie widziałam.
Spojrzałam w ich stronę, a jedna z nich przywołała mnie ruchem ręki. Zszokowana zachowaniem szkolnych gwiazdeczek, speszona podeszłam do nich.
- Podobno jesteś tutaj nowa. – powiedziała Monica i kontynuowała dalej, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony – Więc nie znasz zasad tej szkoły. Liczą się tutaj tylko osoby z klasą i gracją, a my się do nich zaliczamy. Więc wybór należy do Ciebie. Chcesz coś tutaj znaczyć, czy wolisz dzielić z innymi dno społeczne?
Wolałabym być poniżana i kopana na każdym kroku, niż być jedną z takich plastikowych lal. Nie jestem bezguściem, ale róż to zdecydowanie nie mój kolor.
Uśmiechnęłam się jednak do nich i powiedziałam pewnym głosem :
- Dzięki, ale mam już kilku znajomych, których mam zamiar się trzymać.
Odeszłam od nich, pozostawiając cztery dziewczyny w totalnym osłupieniu i zakłopotaniu, patrząc na to, że ze szkoły wyszła właśnie mała grupka uczniów. Dwóch chłopaków i jedna dziewczyna, podeszli do mnie z szerokimi uśmiechami.
- Ty jesteś tą nową, co nie? – zagadał blondyn.
Kiwnęłam głową, plując sobie za to w brodę, gdyż zachowałam się jak szara myszka, która nie ma języka w gębie.
- Wpadłaś w sidła Monici? – dziewczyna zadała kolejne pytanie.
- Tak, zawołały mnie i zapytały, czy chcę coś w tej szkole znaczyć, jednak z przekonaniem stwierdziłam, że róż to nie mój kolor, a szufladkowanie ludzi według wyglądu nie należy do mojego hobby. – cała trójka zaśmiała się z mojej wypowiedzi.
- Jesteś głodna? Może skoczymy na pizzę? – zaproponował szatyn.
Ruszyliśmy w drogę. Przez około piętnastominutowy spacer do miejscowej pizzerni dowiedziałam się, że dziewczyna nazywa się Sophie Logan i mieszka jedną przecznicę ode mnie. Liam Cowell to blondyn, który mnie zagadał, a szatyn nazywa się Thomas Sitt.


         Przez chwilę poczułam się jakbym była w Nowym Jorku, w jednym z przydrożnych barów i kłóciła się z Aly i Grace o to, co konkretnie zamawiamy.
- Wiesz, że mam uczulenie na oliwki! – krzyknął Thom z oburzeniem.
- Jeju uspokójcie się. Wydzieracie się od dobrych pięciu minut. – powiedziała wkurzona już Sophie. – Zamawiamy pizzę z kurczakiem, podwójnym serem, szynką, pieczarkami i kukurydzą.
- Wszystko okej, tylko proszę was, bez pieczarek! – tym razem ja wydałam z siebie jęk niezadowolenia.
Kłótnia o wybór pizzy skończyła się na tym, że każdy z osobna zamówił sobie mega zapiekankę, według własnych upodobań.


         Chłopcy mieszkali w innej dzielnicy miasta niż my, dlatego rozeszliśmy się od razu pod pizzerią. Bardzo polubiłam Sophie. Wydawała się być sympatyczna i ciepła. Nie jest jedną z tych plastikowych dziewczyn, dla których liczy się tylko makijaż i długość sztucznych paznokci.
- Dziękuję Ci, Sophie. – powiedziałam w trakcie drogi.
- Za co?
- Za dzisiejszy dzień. Jestem tutaj od kilku dni, a jesteś jedyną dziewczyną, z którą do tej pory rozmawiałam.
- Kłamiesz. A Monica? – zaśmiałyśmy się.
- Jedyną NORMALNĄ dziewczyną. – podkreśliłam.
- Jeszcze mnie nie znasz. – kolejna fala śmiechu wypłynęła z naszych ust.
Zapytała o to, czy znam tutaj kogoś oprócz nich. Opowiedziałam jej o Nicku, pomijając historię z dnia, w którym się poznaliśmy. Nie należę do osób, które zwierzają się każdej przypadkowo napotkanej osobie. Zaufanie to dla mnie rzecz święta, w związku i w przyjaźni.
Sophie poinformowała mnie, że za kilka tygodniu w szkole będzie organizowany biwak integracyjny. Nauczyciele podzielili wszystkich uczniów na trzy grupy: klasę pierwszą, drugą i trzecią. Tak więc, będę miała do kogo się odezwać podczas trzydniowego wyjazdu.
Doszłyśmy w końcu pod mój dom i w tym miejscu pożegnałam się z koleżanką. W domu odrobiłam krótką pracę domową z biologii i wykonałam rozmowę konferencyjną do Alyson i Grace. Miło było usłyszeć przyjazne głosy, śmiechy. Dość szybko położyłam się spać, gdyż jutro miałam na ósmą, a moje problemy z porannym wstawaniem są ogromne.

♪♪♪

Mam nadzieję, że się podoba. Jako, że to dopiero początek mojego blogowania i pisania, chciałabym prosić wszystkich, którym spodoba się moja wyrazili swoją opinię, zawierając w niej uwagi na temat tekstu.